Coraz częstsze i dłuższe przerwy od bloga nieoznaczające przecież obumierania potrzeby i chęci gotowania/jedzenia/pisania.
Jakoś tak wychodzi...za późno wyciągnięty aparat przy posiłku,zabiegane poranki,popołudnia skąpane w (miłym) uczuciu zmęczenia.
Świat co staje się z każdą chwilą piękniejszy.
Życie co przyspiesza...i nie zgrzyta już niczym nienaoliwiona maszyna wypadająca z wytyczonych torów.
Jeszcze rok temu tak mało było mnie w tymże świecie.Tak dużo strachu we mnie.
Zaplątana w skomplikowaną sieć mechanizmów obronnych stojąca w miejscu z bagażem własnych doświadczeń myślałam,że nigdy nie znajdę sił by ruszyć.
By poruszyć cokolwiek co umożliwiało by jakikolwiek, najmniejszy nawet ruch.
Dziś posiadająca w sobie pewną odwagę czy też pewność idę do przodu.
Bojąc się jeszcze każdego przyszłego kroku nie zwalniam.nie zatrzymuje się...idę...ciągnę za sobą mój worek lęku i bólu...znalazłam koła które przymocowawszy do worka pozwalają lżej znosić trudy egzystencji.
I z każdym krokiem mole przeszłości co dziurawiły mi duszę stają się bledsze,mniejsze
Wierzę,że przyjdzie taki dzień ,w którym pozostanie z nich NIC.
Staję się niepoprawną optymistką??
Jestem zwolenniczką takiego typu postów - refleksyjnie, słowa moją swoje odzienie, nic nie jest banalne, infantylne..To dobrze. To świetnie powinnam powiedzieć. Ja także czekam na swój moment uśmiechu kiedy będę mogła pokazać całą sobą jak bardzo jestem szczęśliwa, tymczasem dalej gonię swoje szczęście..Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuń