Ostatnio znowu mnie tu nie ma.
Zastanawiałam się dlaczego z coraz mniejszą chęcią tutaj wchodzę.
Dlaczego nie ma codziennych wpisów "śniadaniowych", skoro jeszcze jakieś czas temu blog tętnił życiem.
Fotografowanie i przygotowywanie posiłków tak bardzo weseliło.
A teraz?
Hm, teraz jest inaczej....na początku bloga uczyłam się jeść, uczyłam się jak to jest wnikać w jedzeniową normalność.
Przypominałam sobie zapomniane smaki, delektowałam się nimi na nowo, odkrywałam nowe potrawy, które już nie przyczyniały się do strachu.
Ekscytacja wynikająca z uczenia się powodowała, że miałam chęć dzielenia się tym ze światem.
Zastanawiałam się dlaczego z coraz mniejszą chęcią tutaj wchodzę.
Dlaczego nie ma codziennych wpisów "śniadaniowych", skoro jeszcze jakieś czas temu blog tętnił życiem.
Fotografowanie i przygotowywanie posiłków tak bardzo weseliło.
A teraz?
Hm, teraz jest inaczej....na początku bloga uczyłam się jeść, uczyłam się jak to jest wnikać w jedzeniową normalność.
Przypominałam sobie zapomniane smaki, delektowałam się nimi na nowo, odkrywałam nowe potrawy, które już nie przyczyniały się do strachu.
Ekscytacja wynikająca z uczenia się powodowała, że miałam chęć dzielenia się tym ze światem.
Zapisywania tutaj wspomnień, by już nigdy nie wyleciały mi z głowy i by utrwaliły nowe szlaki myślowe w moich umyśle.
Dziś, myślę, że jedzenie nie stanowi wyzwania, a nauka dobiegła końca.
Zaliczyłam tą lekcję z oceną pozytywnie nastrajającą mnie do życie.
I chyba dlatego już nie potrzeba mi z rana- ładnych talerzyków, filiżanek, idealnie wyglądającej owsianki czy kanapki.
Dość już wspomnień z śniadaniowych lekcji.
Czasem moje śniadanie wygląda paskudnie, czasem jedzone jest w pośpiechu, czasem jedzone dopiero o godzinie 11.00
Jedzenie nie stanowi już wyzwania, nie muszę uciekać do niego gdy jest mi źle.
To normalny element mojej egzystencji.
I dlatego wpisów nie będzie codziennie.
Czasem nie będzie w ogóle na temat jedzenia.
O wszystkim i o niczym.
O życiu, o mnie, o moich smutkach i radościach.
O festiwalu i pracy w Fundacji.
O Lajli, miłości, i wielu innych rzeczach.
O tym będzie.
Pisania nigdy nie zostawię.
I tego bloga także.
Dziś, myślę, że jedzenie nie stanowi wyzwania, a nauka dobiegła końca.
Zaliczyłam tą lekcję z oceną pozytywnie nastrajającą mnie do życie.
I chyba dlatego już nie potrzeba mi z rana- ładnych talerzyków, filiżanek, idealnie wyglądającej owsianki czy kanapki.
Dość już wspomnień z śniadaniowych lekcji.
Czasem moje śniadanie wygląda paskudnie, czasem jedzone jest w pośpiechu, czasem jedzone dopiero o godzinie 11.00
Jedzenie nie stanowi już wyzwania, nie muszę uciekać do niego gdy jest mi źle.
To normalny element mojej egzystencji.
I dlatego wpisów nie będzie codziennie.
Czasem nie będzie w ogóle na temat jedzenia.
O wszystkim i o niczym.
O życiu, o mnie, o moich smutkach i radościach.
O festiwalu i pracy w Fundacji.
O Lajli, miłości, i wielu innych rzeczach.
O tym będzie.
Pisania nigdy nie zostawię.
I tego bloga także.
Parzcież tak bardzo był mi pomocny.
I dziękuje Wam.
że ciągle jesteście.
I dziękuje Wam.
że ciągle jesteście.
i chcecie być!
Bardzo się cieszę, że nie zarzucasz pisania. I że lekcja odrobiona. Gratuluję:)
OdpowiedzUsuńCzy Ty może w ostatni piątek po południu rozdawałaś coś przy przejściu świdnickim? :)
OdpowiedzUsuńTo chyba jeden z najlepszych wpisów jakie mogłam znaleźć na Twoim blogu! Cieszę się ogromnie i mam nadzieję, że i mi kiedyś uda się poczuć Twoją radość:)
OdpowiedzUsuńp.s. a dlaczego sporo Twoich dawnych wpisów nie daje się wyświetlić np. przepis na ciasto kokosowe.