poniedziałek, 22 czerwca 2015

Do widzenia. To koniec.






Dziś jest dobry dzień.

Dziś jest dobry dzień by zacząć.

By pozwolić aby słowa dźwięczały już nie tylko w mojej głowie. By wyfrunęły z klatki i ujrzały błękitne niebo.

Dziś jest dobry dzień by zacząć.

Zacząć coś ważnego, coś co mam nadzieję pozwoli mi  poczuć spełnienie.

Dziś pisząc to wierzę, wierzę, bo się  UDAŁO. 

Udały się starania, by dotrzeć do pewnego miejsca.

Do  TEGO  miejsca.

Przez najbliższe pięć miesięcy będę stażystką w Zakładzie Medycyny Sądowej. Dokładniej w tamtejszym prosektorium, ucząc się na technika sekcji zwłok.


Dziś zakończyć trzeba także coś mi. Pożegnania są trudne, niewątpliwie. Ale jakby nie patrzeć będę ich doświadczać  niemalże codziennie.

Tak więc - Do widzenia
Dziękuje, że byliście obok -
 gdy jedzenie stanowiło dla mnie wyzwanie.

I dzień dobry tam -


                            po drugiej stronie powiek.



sobota, 2 maja 2015

A co gdy sny staną się rzeczywistością?





A co jeśli to się teraz dzieje?
Bezkształtna bryła marzeń ( pomimo, iż słowo to nadal tak uparcie tutaj nie pasuje) nabiera zarysu.
Niemożliwe przeobraża się w namacalne działania. Przyszłe nadal. Ale to wszystko naprawdę zdaje się odziewać w rzeczywistość.

I dlatego tak bardzo się boję. Uwierzyć, pokładać nadzieję.
Zbyt mocno tego chcę, by po raz kolejny napotykać na niepowiedzenie. By po raz kolejny rozpaść się na kawałki i kleić się na nowo. Ile razy można?

A możliwość, którą nakreśliły minione dni jest tak piękna- wiem, wiem, słowo znowu tutaj nie pasujące- ale o doborze odpowiednich szat słownych będzie gdzie indziej.
Możliwość ta, niesie za sobą realizację planu na poziomie o którym parę miesięcy temu mogłam tylko śnić.
I oczywiście zdaję sobie sprawę, że dzisiejsze wyobrażenia o tym zapewne zostaną brutalnie skonfrontowane z twardym podłożem.  Ale to nic.
Bo mimo to wiem, że chcę spróbować. Nie ważne jak ciężko będzie. Jestem gotowa.

I tak sobie myślę - czy fakt, iż w drodze do celu napotykam co rusz przeszkody i bariery nie wynika z tego, iż chcę zbyt wiele?
Myślę i dochodzę do wniosku, że raczej nie.
Mam już tak dużo. Brakuje tylko tego jednego elementu spajającego mnie w całość.
To mi wystarczy, mam przecież dom, swój upragniony, wypełniony miłością.

Tak więc trzeba mi tylko wejść do miejsca, z którego większość by uciekała.
Z każdym dniem, upewniam się. Nabieram pewności.
Czekam na dzień kiedy to wszystko stanie się codziennością.
I będzie to dobry czas. Będzie to mój czas.

A wierzę, w to iż taki dzień nastąpi. Nie wiem jeszcze kiedy ale nastąpi.


sobota, 25 kwietnia 2015

Tak, powoli się żegnam.






Dziwnie się tutaj powraca. Przegląda zapisane posty, ogląda zdjęcia. Ten blog, to miejsce.
Niegdyś tak bardzo bliskie. Dziś dalece obce.

Dorastamy.
Rzeźbimy się na nowo.
Zmieniamy nie tylko architektonikę ciała ale również strukturę umysłu. Nasze ja ewoluuje, z totalnej ruiny przeobraża się w coś pięknego.
My cierpliwie doskonalimy twór, którym się stajemy, z mozołem i mrówczą wytrzymałością dokańczamy, przeobrażamy, upiększamy.
A to wszystko składa nas.Tworzy całość. Plastyczną sieć cudownie brzmiących dźwięków.
Tworzy z nas jednostki mogące funkcjonować w świecie. Ba, tworzy z nas jednostki umiejące wyrazić siebie.
Swoje emocje, uczucia i marzenia.

Każdy kto tu był już kiedyś, doskonale wie, iż marzyć było mi trudno.
Było - bo jak w czasach kiedy egzystencja ma była tak wielce wątpliwa.
Na cienkiej nitce balansowałam nad przepaścią.Trącąc szaleństwem, obijając się o skrajności.
Tragikomizm który przez 9 lat stanowił o mnie.

Bezkształtna bryła nie umiejąca przybrać żadnego ludzkiego konturu. Zbyt ciężka, by ją rozkruszyć. Zbyt wątła i lekka by chwycić ją w dłonie.

Nadszarpnięta psychika, przerwany wątek życia. Książka, której zabrakło tytułu. Książka której mole brutalnie wyżarły strony.
Pogubione słowa nigdy już nie trafią do swej właścicielki...

Zatrata linia czasu, połamane wskazówki zegara odmierzające codzienność
Nieustannie i nieuchronnie.

Pozornie spokojna tafla jeziora, której wystarczy tylko gram pyłku aby zamienić się w sztormowy pejzaż.

Świat.
Dla wszystkich z definicji wszechogromny.
Dla mnie skompresowany do jednego pokoju, szczelnie zamkniętego.
Niegdyś zdawało mi się, ze na zawsze.
Dożywotni wiezień własnego umysłu czekający na krześle elektrycznym

Wyrok w tej sprawie już zapadł.
Ułaskawienie.
Wyjście na wolność.

I tak oto teraz - j e s t e m.

I chyba pora zakańczać tamten rozdział mnie.

Nowe rozdziały się piszę. Puste karty życia czekają na zapełnienie. Wiem już także czym, jakimi słowami i czynami chcę je zapisać.

Tak, odnalazłam zagubioną siebie.

Tak, już wiem kim stać się chcę. I chyba dziś mam na tyle odwagi, by napisać, że tym kimś już się staję.

Tak, pora stąd odejść

Tak, powoli się żegnam.

powoli....






niedziela, 12 kwietnia 2015

Pauza.

Chwilowa pauza w mojej wędrówce. Nie, to nie jest już poczekalnia. Przekroczyłam bramę, widzę dalszy bieg drogi.
Ale póki co tkwię w bezruchu. w nicości trochę rzec można.
Ale to się kiedyś skończy. A słowo kiedyś już niebawem przemieni się w teraz.
tylko jak zwykle przeczekać trzeba mi....



Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika neszamka (@neszamka)

sobota, 28 marca 2015

Rozdział piąty. Którędy teraz?





Rozdział piąty. Którędy teraz?

Koniec postoju, pora ruszać. I co z tego, że brama nadal stoi zamknięta. Co z tego, że nikt - pomimo naszych próśb - nam jej nie otworzył.
Pora iść, przez szpary w drzwiach choćby przeniknąć.

Idziemy, po omacku teraz, bo przecież nikt nie zostawił nam mapy. Kierunkowskazów też w naszej drodze brak.
Idziemy, bo taki rytm dyktuje nasze serce.

Idziemy, nie wiedząc kogo lub też co spotkamy po drodze. Sam cel też nie jest nam znany...Czy się boimy?
Owszem.
I kiedy strach drapie nas po plecach, obracamy się i dostrzegamy na ów drodze kata.
Z toporem w ręce.
i tylko od nas zależy czy staniemy z nim do walki - czy będziemy bronić swego celu, nie bacząc na obrażenia, których doznamy
Czy też, w tejże chwili poprosimy by swym ostrzem odrąbał nam głowę, by w ten sposób zaprzestać iść dalej.
zaprzestać dalej chcieć.


niedziela, 8 marca 2015

Rozdział czwarty. Poczekalnia.





Rozdział czwarty. Poczekalnia.


"Powinno istnieć słowo określające mikroskopijną iskierkę nadziei, którą człowiek boi się dostrzec w lęku, że samo spojrzenie ją zgasi, jak przy próbie obejrzenia fotonu. Może tylko czekać przy niej, patrzeć obok niej, patrzeć poza nią, aż stanie się dość mocna. By zaistnieć realnie."


Czekać. Poczekać. Przeczekać. Trzeba mi.

I tak oto w rozdziale czwartym mojej wędrówki zatrzymujemy się, siadamy gdzieś na uboczu i... czekamy.
W poczekalni pełnej dziwnych myśli - półżywych zombie, bezgłowych trupów. Gdzie każdy z nich ma wielkie oczy i ostre szpony. Unikasz ich dotyku ale czujesz, że coraz bliżej im do Ciebie.
Czekasz a im dłużej to trwa tym coraz mniej wiary, że to czekanie się skończy.

Czekamy.
Aż otworzy się przed nami brama prowadząca w dalszą podróż. Albo na powrót, bo ów drogi dalszej nie będzie.

Zaszliśmy daleko. Zaszliśmy pokonując własne ograniczenia. Pokonując po drodze bariery własnego umysłu. Teraz jest on wolny, naznaczony nie przeszłością a wiarą w przyszłość.

Zatrzymaliśmy się. Nie z powodu własnego strachu czy też braku sił.
Czekamy, bo nie wszystko zależy od nas. I nie na wszystko mamy wpływ.

Czas upływa. Cisza wokół której teraz siedzimy drażni.
Denerwuje.
Siedzimy i patrzymy przed siebie. Co widzimy?
Ciemność.
Przeklętą nicość.
Czujemy jak nasze nogi porywają się do wędrówki. Jak nasze ciało bardzo chce biec.
A póki co musimy tkwić tu, w bezruchu.

Takie czekanie męczy.
Zabija poczucie bezpieczeństwa, bo pejzaż naszej ciszy przynosi najgorsze scenariusze.

Lepiej  przecież poznać najgorszą prawdę niż żyć w poczuciu niewiadomej.
A im bliżej celu jesteśmy tym więcej w nas obaw.
Bo im więcej muskamy rzeczy, które czekają nas za zamkniętą bramą, tym bardziej upewniamy się, że chcemy ich dotykać. Chcemy w nich zaistnieć.

Czekać. Poczekać. Przeczekać. Trzeba mi.

Bo kiedyś przyjdzie takie jutro, w którym przyjdzie i odpowiedź.

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział trzeci. Wędrówka






Rozdział trzeci. Wędrówka

Tak więc zaczynamy kolejny rozdział.

Kolejny etap drogi. Bo drogę uważam za rozpoczętą. Nawet jeśli często wracam do punktu zero, to przecież działam. Próbuje, wspinam się....i boję się - przyznam szczerze, boję piąć się ku górze.
Boję się tego, iż upadek okaże się zbyt bolesny.

Próbując zachować emocjonalny dystans, by w ten sposób ocalić resztki siebie.
Mechanizm obronny chroniący ciało przed destrukcją.

Bo zależy mi. Tak cholernie zależy mi.

A czuję, że im bliżej tym dalej.

miliony telefonów, miliony aktów niechęci.

Ale nie poddaje się (pisząc to nie wiem czy to już prawda). O marzenia trzeba walczyć, prawda? Do końca (a jeśli się nie uda to przecież starało się, dążyło wytrwale.....)


Zaczynamy wędrówkę.

Ubrać należy ciepły szalik i czapkę - temperatura nie będzie zbyt przyjemna.

Miejsce, bowiem do którego się udamy zwie się

p r o s e k t o r i u m.