wtorek, 15 października 2013

Bo czasem trudno wniknąć w normalność.Życie po anoreksji.








Bo czasem trudno wyrazić milion uczuć które lekko kołyszą się naszym sercu.
Bo czasem trudno sprecyzować jakimi smakami kuszą naszą duszę.

Zmęczenie.

Maraton myślowy z pauzą w środku.
Niczym w oku cyklonu cisza która drażni
niczym gaz łzawiący.
Wnika w pory naszej skóry.

Codzienność
Tak radośnie piękna
aż trudno przyzwyczaić się do poczucia bezpieczeństwa.
I dlatego budzisz się jeszcze w nocy gwałtownie
a w oczach rysuje się tamten dojmujący obraz.

Emocje dotykające tak dotkliwie że rankiem dostrzegasz siniaki przeszłości.

Zdrowienie to długotrwały proces....

Wymagający wysiłku
samozaparcia.

wyplewić z siebie chwasty...

Bo przecież tkwią w Tobie niebotycznie wielkie pokłady silnej woli
Tej samej która zaprowadziła Cię na doliny  głodu.

Byłaś atlasem głodu
z mapą spychającą na nizinne depresje.

Teraz niech kompas który trzymasz w ręce wskazuje tylko jeden kierunek-
Twój własny archipelag słońca.

Niech świat nie smakuje już niczym.

Warto zawsze próbować.
Nic przecież nie tracisz-
zawsze możesz powrócić do punktu wyjścia.
Jedynie co to- można małymi krokami wygrywać swoje szczęście...


Słowa wyżej zapisane
Porozrzucane w nieładzie myśli poranne.
Dlaczego dziś je tu spisuje?
Bo pisanie bloga mi pomaga...ubieranie stanów emocjonalnych które zamieszkują moje wnętrze.
Odziane ich w szaty słowne..to uwalniające...

Bo bywa nie raz ciężko....bo wszystko co się teraz dzieje ich inne aniżeli dotychczasowa 8 letnia rzeczywistość

Trudno wniknąć w normalność
Czasem czuje jakbym po tylu latach hibernacji obudziła się z mych szaleńczych wód snu i niczym przestraszone dziecko siedziała teraz pośrodku dziwacznej dla mnie rzeczywistość. A wokół porozrzucane było tysiące kloców.Z czego każdy klocek to uśpiona sfera życiowa.Teraz ta sfera budzi się do życia,pięknie lśni,wabi mnie swymi kolorami.
I tak oto buduję nową konstrukcję siebie..przecież zburzyłam dopiero co spróchniały szkielet anorektycznej mnie...
zaczynam od zera.
Rzeźbię zupełnie nowy monument.
Plastyczną sieć  synchronizowanych ze sobą  rozkosznie niewspółbrzmiących kanalików nerwowych tworzących w moim mózgu nowe modele zachowań
Obecna architektonika umysłu ukształtowana w odpowiedzi na kalejdoskop wyjątkowo pozytywnych zbiegów okoliczności.
Rekonfiguracja pozwalająca dziś bukolicznie percypować widnokręgi.
Dotykam więc opuszkami palców klocki.Nie raz zdezorientowana ich obecności odkładam je na bok.
Ale ciągle próbuje.
Być może jest mi trudniej...bo czasem trzeba mi pewne procesy przyspieszać,omijać albo przeżywać wbrew wewnętrznemu lękowi.
Ale to co w zamian otrzymuje warte jest tegoż trudu.






7 komentarzy:

  1. roztrojenieosobowosci15 października 2013 09:20

    Wiem o czym mówisz, to wszystko jest cholernie trudne. Ale, jak zauważyłaś, nic nie tracimy, a możemy zyskać życie. Normalne życie. Jesteś dla mnie inspiracją i przykładem, że da się wyjść z tego bagna. Dlatego próbuję codziennie od nowa.
    Przesyłam Ci dużo dobrych myśli. Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  2. (...)" i nawet jeśli czarne chmury
    wnet zasłonią niebo nam
    i ktoś mi schowa wszystkie klocki i nawet jeśli zostanę sam...

    i tak będę skakać po tapczanie!
    i nigdy szare życie mnie nie złamie!
    na podłodze leżą klocki rozsypane- ja poukładam je.

    i tak moich marzeń wam nie oddam!
    póki w żyłach krew nigdy się nie poddam!
    będzie trzeba to bałagan swój posprzątam- ja poukładam się"

    [to jest piosenka zespołu kabanos którą słucham i śpiewam jak mantrę.a przynajmniej się staram, bo to kwintesencja wszystkiego]

    oj anulka... widzę, że mamy jakąs wspólnote mysli. tylko, że ze mną jest dużo gorzej aktualnie, takich nawrotów jeszzcze nigdy nie miałam... każdy kęs, każdy zapach boli, a wieczne poczucie wyrzutów i słaboci mnie nie opuszcza. i nie przetłumaczę sobie, że po co to wszystko, skoro jestem kochana i akceptowana i... szczęśliwa.

    przeklinam cię ciało i umyśle.

    trzymaj się pyłeczku:*

    marysia

    ps. mam psa:) przygarnęliśmy porzuconego szczeniaka, ma 4 miesiące i jest cudna ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. jesli możesz, odezwij się do mnie na fb (znajdziesz mnie po stronie kokilka)

    OdpowiedzUsuń
  4. przeczytałam cały tekst jednym tchem,
    siła bije od Ciebie i wiara.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć;)
    Na samym wstępie chce powiedzieć, że po raz pierwszy komentuję blog. Dotychczas nigdy nie wgłębiałam się w czytanie blogów. Na twój trafiłam zupełnie przypadkiem, kiedy po raz setny wpisałam w wyszukiwarkę hasło: "dietetyczne przepisy". Wyświetliła się strona ze spisem blogów, ale to twój przykuł moją uwagę samym tytułem "gdy jedzenie staje się wyzwaniem...". Odrazu poczułam, że te słowa tyczą się mnie. Jestem wlaśnie w punkcie zero tak to sobie tłumaczę i tak to nazywam. Anoreksja czym jest??? Nadal zadaje sobie to pytanie... Nie byłam nigdy u lekarza nie stwierdzono więc u mnie zaburzeń odżywiania, ale wiem co robię i co czuję w głębi. Czy jestem anorektyczką, w pewnym sensie tak. Może nie zaawansowaną, ale gdybym tylko chciała mogła bym wpaść w spiralę z której już nie mogłabym się pozbierać na pewno. Aktualnie jestem niby anorektyczką, wiem brzmi to śmiesznie. Mam 21 lat 164 wzrost i ważę 45 kilo, niby wszystko ok, no niedowaga, ale anorektyczki potrafią mieć po 20 kilo niedowagi. Jednak widzę siebie w lustrze, kości, żyły których nie cierpie, rozjazd między nogami. Po co to wszystko piszę i do czego zmierzam. A więc czytając twój blog miałam wrażenie, jakby był on pisany przeze mnie. Twoje odczucia, stany, boże jakbyś czytała w moich myślach. To wszystko w jaki sposób opisujesz, lepiej bym tego nie ujeła.

    OdpowiedzUsuń
  6. ciąg dalszy :)
    Ten cholerny głód, walka. Ciągła bitwa- zwycięstwo i znowu porażka. Wstajesz. Upadasz. I tak to może trwać bez końca. W imię czego? Żeby komuś się spodobać, być szczupłym, ładnym... nie! Najgorsze, że nie znam odpowiedzi na podstawowe pytanie: Po co się odchudzam?Po co niszcze siebie? Zawsze byłam wysportowana, trenowałam piłkę ręczną przez 9 lat. Miałam udka, mięśnie, ale nigdy nie miałam sadełka, byłam zbita i wszyscy mówili, że mam fajnie wyrzeźbione ciało. Ale zaczełam się odchudzać. Pierwsza była moja siostra i to po niej chyba to mam, bo zawsze była moim idolem, naśladowałam ją przez całe życie i chciałam być taka jak ona- perfekcyjna w nauce, sporcie, lubiana itd. Prawde mówiąc osiągnełam ten stan, ale jakim kosztem. Dziś mija trzeci rok od kiedy ciągnię się bitwa z odchudzaniem. Ciągłe odmawianie, a może późneij! a to jutro! a może na jakąś szczególną okazję! Na początku schudłam 5 kilo później było postanowienie jeszcze 2, a potem już skończyła się kontrola tylko mordercza walka o każdy kilogram i kiedy osiagnełam stabilizacje na pewnym poziomie to mówiłam: "kurcze jest fajnie już koniec"... ale kiedy schudłam znowu to ponownie obniżał się próg i tak można bez końca!!! Oszukuję codziennie siebie. Obiecuje sobie, że już nie będę kupować produktów tylko light, że zacznę jeść normalnie a nie eksperymenty całe życie. Ale ciągle przegrywam. Kłamię, oszukuję najbliższych, to bardzo boli bo widzę jak bardzo sie martwią o mnie. A ja co robię!!?? Nic , robię dobrą minę i mówię jest dobrze- radze sobie! Gówno prawda, nie radzę i nie moge wygrać z własną sobą z tym kimś kim się stałam. Kiedyś uśmiechnięta, uwielbiałam spotykac się, wychodzić. Dziś najchętniej bym siedziała w domu, jak wychodzę to jest milion mysli i operacji w głowie.. będzie alkohol a on jest kaloryczny...... ale jak sie napijesz bez jedzenia to nie będzie tak źle.... na imprezie ciagła kontrola nawet pod wpływem alkoholu. To jest nie normalne ale niestety nie potrafię nad tym zapanować. Najgorsze jest zmęczenie życiem. Jestem człowiekiem który kocha ruch, sport, moglabym na okrągło coś robić, ale brakuje mi czasami sił. Gdyby nie fakt że tyle lat trenowałam wyczynowo i że mam bardzo silny organizm i wytrzymały to pewnie dawno bym już upadła. Chcialabym być normalna- zresetować mózg, wrócić do momentu kiedy zaczełam ta spiralę. Moje marzenie: "nie myśleć o tym co jem, kiedy, ile, nie analizować posiłków" Ileż można:/ Jestem już tym wykończona. Nie mogę spać. W nocy budzę się głodna i myśl wytrwaj do rana, albo rzuję gumę, albo cukierka ostatnio to opatentowałam. Ale ile tak można. Teraz próbuję przytyć 1200kcal dziennie zjadam bo staram się z rana jak najbardziej kalorycznie więc robie placki z mąki z miodem, kaszke manne mega gęstą ale późej obiad pzychodzi , to kawałek mięsa, warzywo i kolacja to w ogóle czasami nic. Niby jem i wydaje mi się że nie tak strasznie mało, ale trzymam 46 kilo no teraz będzie 47 może na dniach jak znowu mi nie strzeli do głowy, że trzeba iść na silownię i to spalić. Odchudzam się, ale kocham kebaby i często jesm rolokebaby- dziwnę:/ Mam psychozę na zdrowe odźywianie, chętnie jadlabym tylko sałatki, jakieś koktajle, zupy, chude mięsko rybki, ale często nie mam siły i ochoty na robienie tego. Więc 3 dni są zdrowe ograniczeń, a czwartego pół dnia nic nie jem żeby później wynagrodzić sobie kebabem. Brzmi to debilnie i bez sensu, ale tak jest! Nie wiem jak opisać swoja chorobę, boję się przytycia i wiem o tym ,ale wiem też że nie nawidzę siebie jak teraz wyglądam i nie chce tak żyć dalej. Nie wiem jak powrócić do normalności. Nie potrafię iść do piekarni kupić drożdżówkę i zjeść bez wyrzutów. Czasami siostra robi mi specjalnie kanapki i mięsem, mega porcja masła a ja muszę to zjeść i później tylko jedna myśl boże kiedy ja to spalę i chce mi się płakać. Stałe wchodzenie na wagę. Był okres kiedy potrafiłam w ciągu dnia ważyć się po 10 razy. Wiem piszę strasznie chaotycznie, ale mam tysiące mysi, przemyśleń i piszę odruchowo...

    OdpowiedzUsuń
  7. Pozostaje mi tylko walka i codziennie od nowa próba stawienia czoła temu sztańskiemu stanowi jakim jest "GŁÓD" Trzeba być silnym i wyznaczyć sobie cele. Ja już takie mam. Chce skończyć prawo, założyć rodzinę i być cholernie szczęśliwa. Nie dam się omamić temu czemuś co drzemie we mnie... Dość! Koniec! Te hasla powinny zawładnąć naszą głową. Poczucie spokoju i cisza tego pragnę:) Dziękuje za rewelacyjny blog... Dzięki temu wiem że nie jetem sama, że nie zwariowałam i że rzeczywiście odchudzanie robi z nas bezużyteczne marionetki, ktorymi może kierować jak tylko chce. Ale my się nie damy!!!!!!!!



    Pozdrawiam gorąco
    Hania

    OdpowiedzUsuń