wtorek, 17 grudnia 2013

Przed-święta, reminiscencje głodnych świąt.



Grudzień.
Czas Świątecznej aury przykrytej białym puchem śnieżnym.
Długie wieczory, mroźne poranki.

Przed-święta.

Zapach pierniczków, cynamonu. Światełka migoczące, choinki przystrojone w szklane bombki.

Czas oczekiwania, czas radości i wypełnienia swego wnętrza spokojem...i nadzieją.
Najpiękniejszy okres w roku.
Choroba która bledła w minionych latach właśnie wtedy.
Z wielką radością szykowałam się do świąt...wyszukiwanie prezentów...tworzenie wianków, kartek, drobiazgów.
Czułam że coś umiem, że mogę dać innym cząstkę siebie…a przy tym zapominałam o bólu mej egzystencji.

Jednakże czy okres świąt był cały czas tak przyjemny?
Czy aromat tegoż wszystkiego nie wywietrzał, tak jak wietrzeją pierniki w otwartym pudełku?
Bo święta to jedzenie, .dużo jedzenia...i czy cieszyłam się nim tak samo jak wyklejaniem kolejnej kartki?

Niestety.

Wigilia...kryształowy stół udekorowany świąteczną zastawą...biały obrus, sianko, opłatek.
Choinka w tle.
Byłoby cudnie, gdyby nie jedzenie, które zaraz wypełniło pustą przestrzeń blatu.

Każdy kęs bolał tak samo...oczy patrzące na tą różnorodność potraw, nos rozkojarzony mieszaniną różnorakich zapachów, żołądek niemal wyrywający się do tychże potraw. Melodia kolęd nie mogąca zagłuszyć tego nieprzyjemnego uczucia.
I głowa, która kategorycznie zabraniała.

Walka.

Umysł kontra wyciągnięte ku jedzeniu ręce.

Silna wolna znowu okazuje się zabójcza.

Samobójczy uśmiech...paznokcie wbijane w uda w ukryciu przed Rodzicami.
Dziś nie wolno Ci płakać, nie rób im tego.

Każdy kęs kosztujący nadszarpanym sumieniem, obsesje i strach niszczące świąteczną aurę.

Niepokój.

Analiza ud w przedpokojowym lustrze w drodze do łazienki.

A to dopiero Wigilia.
Jeszcze dwa dni ucztowania przed Tobą.
Gdzie się podziała ta wesołość, na co te wszystkie przygotowania?

Fizyczny ból brzucha skutkujący złym nastrojem, nerwowość.

Tak w skrócie wyglądają święta anorektyczki.
Nie ma mowy od odpoczynku od chorobowych myśli.Wręcz przeciwnie, niczym rozszalały rój pszczół żądlą gorliwiej, mocniej zasznurowują nasze usta, bo pomimo permanentnego postu mamy czelność obrażać nasze postanowienia...lewą ręką, na której widnieje czerwień używamy widelca.

Nie są one bajeczne.
Byle przetrwać.
Byle nie przytyć.

Te reminiscencje błyszczące w mej głowie spisywane teraz w grudniowe popołudnie są już tylko archiwum przeszłości...echem, który topnieje tak szybko jak śnieg w słoneczny dzień.

Tegoroczne święta będą inne, z wielu powodów.

Nie tylko dlatego, iż odzyskałam siebie, że pokonałam anorektyczny bój i zwyciężyła wolność.
Choć nie ukrywam że święta bez mego anorektycznego gorsetu będą świeższe, lżejsze... i radośniejsze.
Nie będzie już strachu o to że za dużo mam na talerzu, że nie wolno mi chcieć.
Nie będzie już realnego bólu żołądka.

Będą one inny także dlatego iż spędzę je z Nim.

Po raz pierwszy w życiu ubiorę choinkę we własnym domu.
Już migoczą tutaj lampki rozwieszone na całej ścianie salonu.
Przygotowywanie prezentów cieszy jak zwykle... ale teraz wiem że owa radość nie jest ulotna, że przeżyje ze mną święta, że nie zniknie wraz z pojawieniem się barszczu z uszkami.

Prawdziwe święta.
Takie jakie powinny być.
I niech już zostaną takie do końca.





2 komentarze:

  1. Jedyne co mogę napisać, to to, że dobrze to znam i dziękuję Ci za te posty. Wiele uświadamiają. Ja tak bardzo chcę takich dobrych świąt. Chyba jeszcze nie w tym roku, ale kiedyś na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie piszesz, twoje teksty wiele znaczą. Uwielbiam je czytać :)

    OdpowiedzUsuń